Bucze. Moje Bucze. Święta ziemia, która wydała naukowców, lekarzy, inżynierów, pedagogów, duchownych i wielu zapomnianych już dzisiaj Pięknych Ludzi….
Ziemia na której się urodziłam w drewnianym domu moich rodziców z pomocą – Akuszerki Rządowej- z Mokrzysk, pani Mrozowej, którą życzliwy sąsiad w mroźną zimową noc przywiózł do mojej Mamy furmanką. Kto dzisiaj może sobie to jeszcze wyobrazić? A jednak – takie były wówczas standardy. Moje Bucze to drogi i pola wydeptane bosymi stopami w czasie dziecięcych zabaw. To baśniowy świat Konopnickiej, który odkrywałam przy pasaniu krów. W tamtym czasie były w Buczu Błonia pokryte soczystą, zieloną trawą, którą żywiło się setki zwierząt, a w Uszewce łapaliśmy raki. Kąpaliśmy się – na Rosówkach- na tamie – albo – na stawach-. Nie brakowało też sztubackich zabaw w wojny, podchody, w Indian. Grać w piłkę sołtys pozwalał tylko w wyznaczonych miejscach: za garażami, albo „na Pagorku”. Nie było wolno palić na Błoniu ognisk, aby nie niszczyć trawy. Nie było wtedy bezrobocia – każdy miał dużo pracy we własnym gospodarstwie. Dzieci pomagały rodzicom. Głód ziemi powodował, że wielu gospodarzy kupowało łąki w sąsiednich miejscowościach, we Wrzępi czy Cerekwi. Sianokosy były wielkim wyzwaniem. W maju chodziliśmy do kościoła na Majówki, a w październiku na Różaniec. Złodziej czasu – telewizor – był tylko jeden we wsi, w Szkole Podstawowej, gdzie Pan Dyrektor Stanisław Góra pozwalał przychodzić wszystkim mieszkańcom. Dzieci szkolne, aby obejrzeć kolejny odcinek „Czterech Pancernych” lub „Winnetou”, musiały pokazać zeszyty z odrobionymi lekcjami, a czasem wykazać się znajomością tabliczki mnożenia. Droga do Mokrzysk przez „Pagaczów Las”- wtedy jeszcze piaszczysta- była w czerwcu i lipcu jak wielki, tajemniczy wąwóz pośród łanów zbóż. Wytchnienie piechurom dawały drzewa lipowe, które swym cieniem zachęcały do medytacji przy przydrożnej figurze. Nie było wtedy ani skrawka odłogu, ugoru, bo ziemia była świętością, nie było przydrożnych chaszczy, ani pośrodku pól dziko rosnących drzew. Nie było morza śmieci w przydrożnych rowach i w lasach, a pokrzepieniem dla żniwiarzy była źródlana woda czerpana wiadrami ze studni. Łączność ze światem zapewniał magiczny, ebonitowy czarny telefon na korbkę w domu Pana Sołtysa Mieczysława Gibały. Zebrania wiejskie /Gromady/ odbywały się wtedy pod kościołem w niedzielę po porannej Mszy św., a prawd wiary i patriotyzmu uczył nas w małej salce obok plebanii charyzmatyczny ks. Proboszcz Andrzej Kuźma. W poniedziałki o świcie prawie wszyscy mężczyźni wyjeżdżali na cały tydzień za chlebem na Śląsk. Buczanie byli znani jako znakomici cieśle. Nie rzadko „head hunterzy†różnych firm podbierali sobie całe brygady uznanych fachowców. Tak przemijały pokolenia. W harmonii i zgodzie. W pokoju i przyjaźni z Naturą i Drugim Człowiekiem. Ówczesny system polityczny zniszczył umiłowanie ziemi, a zmiany ustrojowe lat 80-tych XX w. wywołały głęboki kryzys tożsamości. Osłabły więzi międzyludzkie, w tym międzypokoleniowe, nastąpiła erozja wartości. Indywidualizm zastąpił Wspólnotę, a miarą człowieka stał się zysk. Synonimy luksusu jawią się współczesnym bajkowym krzywym zwierciadłem, w którym człowiek próbuje dostrzec swoją „duszę”. Nowe technologie „Trzeciej Faliâ€, których gwałtowny rozwój wciążdokonuje się za naszych dni nie ułatwiają integracji , a ceną za cywilizacyjny postęp jest degradacja środowiska naturalnego. Przyzwoitość zastąpiła hucpa. Próżniactwo, zatrute wody, niezdrowa żywność, przydrożne szamba, rowami i rzeką płynąca kloaka, step i sawanna zamiast o
ych pól i zielonych pastwisk. Działania dla wspólnoty zastąpił partykularyzm, a postawę zadaniową roszczeniowość. Społecznictwo znajduje wielu antagonistów. Postęp materialny nie wywołał zmian w sensie mentalnym. Bucze bogate w ludzki potencjał, jakże często nie wykorzystany. Twórczość, kreatywność, wewnątrzsterowność, wykorzystywanie szans to główne zadania. Czy już nie czas przerwać ten „zaklęty krąg” emigracji za chlebem, który jest przekleństwem Buczan od pokoleń? Czy najlepsze siły tej społeczności wciąż muszą szukać swojej szansy u obcych? Czy aby zdobyć chleb, muszą również doświadczać poniżenia? Cierpią całe rodziny, rodzice, mężowie, żony , a przede wszystkim dzieci wychowywane bez ojców. Rozłąki, rozstania, rozwody. Staliśmy się parobkami Europy, a tak wiele jest do zrobienia tutaj. Na naszej ziemi. W Buczu. Co zrobiliśmy z naszym dziedzictwem?
[Autor – do wiadomości Administratora]